Drzwi.

“Jak widzicie otwarte drzwi, to spróbujcie wejść. To może być miła niespodzianka.” Cóż rzec. Nie jest to typowa rada, którą czyta się w przewodnikach podróżniczych. No i faktycznie – nie stąd ona pochodzi. Swoim doświadczeniem podzielił się pewien człowiek, którego spytaliśmy czy warto wspinać się po kolejnych lizbońskich schodach. A intrygowały nas one swoją żółtością. No i może jeszcze napisem: BAR. 
Już wcześniej drzwi lizbońskie były poddawane bacznej mej obserwacji – raczej jednak ze względów artystycznych. Ich otwartość czy zamkniętość była wtórna. Po prostu się z własnymi butami na czyjś teren nie włazi.
Te dwa zdania wypowiedziane (in english of course) rzuciły na wszelkie drzwi nową perspektywę. Nieznajomy pozostawił nas z tym zdaniem przed… drzwiami. Lekko uchylonymi. Bez informacji co za drzwiami spotkamy. A spotkaliśmy Casa do Alentejo.

Później były drzwi za którymi kryła się galeria mody. I to taka, z której trudno wyjść (chociaż na nic Cię nie stać – ot, człowieczy los). Niepowtarzalne wzory i widoczny HENDMEJD. A jak się już w polskich poszukiwaniach okaże – ubrania naprawdę wyjątkowe, bo ani nie eksportowane, bez możliwości zamówienia przez internet. Albo kupujesz tam – albo wcale. Dla wszystkich osób poszukujących niepowtarzalności – idealna opcja. 🙂 Wyglądało to między innymi tak:
Za drzwiami pojawiały się też sklepy.. ze wszystkim. Ale wiecie. Takie co to u nas na pewno ich nie ma! Więc przynajmniej godzinę “się spędzało” w nich. Bo zachwyt nad każdym zeszycikiem, ołówkiem, karteczką, kubeczkiem, dzbanuszkiem, opakowaniem, zabawką…. trwał dużo więcej niż rzut oka i wydanie okrzyku zachwytu. Litania komplementów, które wiecznie niedoskonałe nie mogły oddać estetycznych przeżyć. Być może niektórzy przyjaciel moich przyjaciół, komentujący chętnie sztukę (przede wszystkim nowoczesną) byłby w stanie w punkt to..skomentować.
Ławki, ławeczki – przed blokami na placach. Pełne kawiarnie. Miejsca, w których chociaż na chwilę można się spotkać, pogadać, zobaczyć. Podobno życie rodzinne chronią zamkniętymi drzwiami. To ich przestrzeń, zacisze. Ich prywatne miejsce. Spotkania ze światem, z ludźmi – których przecież witają życzliwie i z uśmiechem – są PRZED.  I chyba bardzo tego pilnują. W końcu sprawdziliśmy niejedne otwarte drzwi.
#gdziejestpranie
Paulina Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *