Nie umieraj, nie umieraj… czyli kajakowości!

Pomysł pojawił się dawno. Nasionko z pomysłem rzucone na żyzną ziemię potrzebowało chwili, aby zakiełkować i wydać owoc! Kajakan zwyczajny – taką to roślinę posialiśmy:)

Mowa tutaj o zorganizowaniu spływu kajakowego na Małej Panwi. Udało się to dzięki zaangażowaniu dwóch mężczyzn – na co dzień sprzedających dziergane skarpety na bazarze w stolicy województwa. Skorzystali oni z rozległej sieci kontaktów i “załatwili” kajaki, noclegi oraz inne niezbędne formalności. To dzięki ich zdolnościom logistycznym wszyscy spotkaliśmy się w jednym miejscu i mogliśmy przeżyć fantastyczny czas przy ognisku i w kajaku. Jeden z nich przygrywał nam nawet rzewne pieśni ludowe  (którymi na co dzień przyciąga klientów na bazarku). Nasza grupa miała do dyspozycji 36 rąk, 18 par nóg i 18 głów – to pozwoliło na obsługę aż 9 kajaków.

Spotkaliśmy się w Młynie Bombelka miejscu idealnie nadającym się na takie krótkie wydarzenia kajakowe (http://kajakimalapanew.pl/). Była łąka do spania, miejsca z ławeczkami przy ogniskach, transport i inne udogodnienia. Nie jadąc daleko mogliśmy poczuć się jakbyśmy byli na wczasach:)

Wracając jednak do przebiegu naszej przygody mogę śmiało powiedzieć, że nie było słabych momentów. Już od samego początku nasi wodzowie (ci z bazarku) dbali o to, aby nie było nudy. Odbył się mecz drużyn mieszanych w fusbala, pograliśmy w gry i nawet pojawiły się pieśni znane klientom bazarku w stolicy województwa!

Noc była krótka i konkretna, zamknąłem oczy i już było rano – także pełen luksus. Gdy szykowaliśmy się, by stawić czoła przygodzie, pojawiła się chmura niosąca małą ulewę. Troszkę opóźniła nasz start. Jednak w kulisach krążyły plotki, że panowie z bazarku po prostu sprawdzali naszą silną wolę – czy się nie złamiemy, czy deszcz nas nie przerazi, czy będziemy dążyli do celu? Odpowiedzi na te pytania nadeszły szybko, decyzja – płyniemy!:) Dzięki naszemu zdecydowaniu odpuścili i załatwili słonko!:)

Pojechaliśmy do Krupskiego Młyna, zrobiliśmy sobie zdjęcie, założyliśmy czepki i ruszyliśmy! (Tu odrobina prywaty: Naprawdę fajnie było patrzeć na was, gdy wsiadaliście do kajaków i z entuzjazmem ruszaliście ku nieznanym wodom! Nie wiem czy zauważyliście, ale nikt z nas nie narzekał!:) Serio uważam, że jako drużyna dajemy radę!). Wracając do poziomu rzeki, już od początku omijaliśmy różne drzewa, pnie, mielizny i inne niespodzianki. Dzięki temu 12 km na wodzie było prawdziwą przyjemnością! Wspaniałe było to, że przepłynęliśmy odcinek, który jeszcze nie jest taki szeroki i prosty, jak wody Małej Panwi w dalszym jej biegu. Deszczowe chmury przetaczały się kilkukrotnie nad naszymi głowami, jednak nie wywarły już na nas większego wrażenia.

Spływ był krótki, lecz bardzo treściwy, mieliśmy prawdziwą, realną namiastkę długiego spływu i to jest bardzo duża wartość tej przygody. Jednak jeszcze fajniejsze jest to, że panowie z bazarku w mieście wojewódzkim – mimo wielu spraw związanych z biznesem zorganizowali nam to wydarzenie. Myślę, że możemy przyznać im nowe kompetencje – Kajakanów. A jeszcze jeszcze fajniejsze jest to, że się spotkaliśmy i pobyliśmy ze sobą! Dzięki!:)

Ps. Tytuł wpisu pochodzi z refrenu jednej z pieśni ludowych śpiewanej przez Pana z bazarku. Mimo zabawnej formy samej pieśni, można odnieść go również do nas (nie tylko do dżdżownicy:)). Bo jeżdżąc na takie mini wypady, przeżywając przygody, poznając się – czujemy, że żyjemy! To życie smakuje lepiej! I dlatego lepiej nie umierać – lepiej żyć i smakować!

Marcin Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *