Tak się robi miło

Jakie znaczenie dla świata ma pocztówka? Gdyby tak… pocztówki były wysyłane w takiej ilości, w jakiej są publikowane zdjęcia na instagramie… Cóż. Pomarzyć o pocztówkowym wpływie na globalną gospodarkę zawsze można. I można też zaśpiewać: ale to już było. Pozwolę sobie więc na krótką, subiektywną analizę aktualnego wpływu pocztówki na świat pojedynczych osób.

25 kartek. Wypisanie takiej właśnie ich ilości było mym zadaniem. Podejrzewam, że znacząco przekroczyłam statystyki. (Może w ogóle uczynię z takich przekroczeń swoje hobby?). Każda inna z obrazka, każda inna z treści. I nie chodzi tu tylko o różnice w adresie korespondencyjnym.

Dość szybko odkryłam, że pisanie idzie mi sprawnie. Anegdoty, śmieszki, rysunki, dobre słowa. Być może to natchnienie siedzącego obok pisarza miłości, który raz na jakiś czas zabawiał kreatywnym, częstochowskim rymem.

I tak wypisywałam kartki – jedna za drugą – pozwalając sobie na dodatkowe myśli (bo kobietą jestem i o dwóch sprawach myśleć potrafię. Czasem.). Może jakiś tomik białych wierszy by z tego był? Może za 300 lat gdzieś w czeluśiach odkryją taką kartkę? A różowy tusz będzie wtedy deczko wypłowiały, język niezrozumiały i będą się głowić kim byli: Paulosz, Yogosz i Erwe? Tak też w twórczości radosnej i marzeniach pogrążona – wypisałam.

Kartki wysłane zostały z Lizbony. Po reakcji starszego pana sprzedającego nam znaczki (na najprawdziwszej poczcie) domyślić się mogę, że i portugalczycy rekordów w wysyłkach listowo-pocztówkowych nie biją. Może więc przekroczyłam całkiem nieświadomie statystyki międzynarodowe? Nieważne. Ważne, że kartki miały do pokonania kilka kilometrów.

Do tej pory radością był sam proces przygotowywania kartek, ich wypisywania, naklejania znaczków (tak! znaczki-naklejki istnieją!), wrzucania jedna po drugiej do skrzynki.

Tymczasem radość powróciła po miesiącu. Tak tak, do Lizbony człowiek z bagażem leci 4 godziny. Kartka przemierza dystans w miesiąc. (Wniosek: nie wysyłajcie się nigdy pocztą, jeśli macie ograniczony czas urlopowy). No ale: kartki zaczęły docierać do kolejnych osób. Tych, które kartki otrzymują od nas w zasadzie z każdej większej wojaży i do tych, którzy zostali kartką nieco zaskoczeni. Bo któż by pamiętał o obietnicy kartki po 3 miesiącach. 🙂 I przyznać muszę, że wzruszałam się wewnętrznie i zewnętrznie, gdy człowieki wysyłały zdjęcia z kartkową radością, filmiki, albo pisali o zaskoczeniu, wzruszeniu swym i chęci podróży do Lisboa.

Niczym Edith Piaf mogę zakrzyknąć: “nie żałuję” – nie żałuję tego czasu spędzonego w jednym z parków i w  Time Out Market na wypisywaniu kartek.

Kilka miłych słów na kartce dla konkretnych ludzików. Tak się robi miło w świecie.

 

P.S.: Zachwyćcie się nad pocztówkowym zdjęciem z Cabo da Roca. To to na górze.;)

Paulina Opublikowane przez:

Jeden komentarz

  1. Joanna
    25 lutego, 2018
    Reply

    Mam i ja! Dzięki kartce z Lizbony trochę mniej mi brak mojego bycia tam tej zimy, bo tru frjends pokolekcjonowali portugalskie chwilę. I byłam tam w ich myśli i uczynku choć przez chwilę 🙂 Dziękuję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *