Serce a sprawa podróżnicza

Podróż jest pewnym stanem dokonanym. Bo już SIĘ podróżuje, już się w tej przygodzie jest. Kolekcjonuje się wrażenia, słowa, pieśni, łodzie, smaki, trunki czy inne cuda. Zbliża się czas wakacyjny (a może nawet należało by napisać: nastał już!) i stajemy przed decyzją – gdzie jechać? W dalszej kolejności przyjdzie nam myśleć “jak żyć?”, ale to już w czasie podróżniczym. Niech więc będzie to rozprawa o destynacjach człowieczych w czasie określanym wakacjami. A konkretniej – o wyborze miejsca.

Inspiracją do napisania tejże rozprawy stały się przygody przed przygodą – bo tak niechybnie nazwać należy próby określenia, ustalenia nawet azymutu dla wakacyjnej wyprawy kilku osób, od czasu do czasu parających się intensywnym podróżnictwem.

Sprawa jest w miarę prosta, gdy po prostu pakuje się plecak w czasie odpowiednio zsynchronizowanym np. z urlopem w pracy i wyrusza się w samotną drogę. By nabrać dystansu, zebrać myśli czy być gdzieś bardziej, bez zbędnych rozpraszaczy. Sprawa byłaby też prosta dla grupy – gdyby pojawił się w niej jeden wizjoner, za którym idzie cała reszta. Ów wizjoner (istny podróżniczy Wernyhora) wyznacza miejsce, a tłumek wycieczkowy pakuje się i – z pełną spokojnością umysłu o dalsze losy wyprawy – udaje się w podróż.

Przyjrzyjmy się jednak strukturze podejmowania decyzji w gronie osobników – homo viator – zwanych potocznie podróżnikami (Krystyna Czubówna byłaby z tego zdania co najmniej dumna).

Podróżnicza decyzja podróżników naprawdę jest przygodą niezwykłą. Próba pogodzenia kilku marzeń, pragnień może trwać nawet miesiącami –  z mniejszą lub większą intensywnością. Są próby podejścia do sprawy z dystansem, przy wykorzystaniu obiektywnych kryteriów: jedziemy tam gdzie nasz kierowca! Bo wiadomo – zadowolony kierowca, to 50% sukcesu, gwarancja wręcz na udany wypad. Skoro już bierze odpowiedzialność przewiezienia radosnej gromadki, niechże chociaż jedzie w kierunku, który sam wybrał. A nie w przeciwnym.

Może się jednak zmienić kierowca! I cóż – znowu podporządkowywać się jego woli? Co jeśli kierowców jest więcej? Każdy zechce poprowadzić Fiata 125p i w chwili nieuwagi zmienić cel podróży. Gdzież byśmy wtedy dojechali?

To może zmieńmy kryterium. Szukajmy takiego miejsc, w którym mamy to co jest wszystkim do szczęścia potrzebne. Tyle chociaż wiemy! Powiedzmy: góry i morze – raczej blisko niż daleko od siebie. No i dla zachowania jakiejś obiektywności: niech będzie to miejsce, w którym żaden z podróżujących jeszcze nie był. Jednak ilość niewiadomych i odpowiedzialność za podjęcie decyzji, której nikt nie chce podjąć, nie pomaga. Bo przecież wakacje to czas wypraw i przygód, ale może nie tak znowu żeby od razu ogarniać wyjazd w nadmiarze. Czyli nadal nic.

Cały czas – paradoksalnie – ciąży nad podróżnikami w tejże przygodzie, jedna myśl: nieważne gdzie pojedziemy, ważne z kim. A ekipa przecież jest podróżniczo przednia!

Zatrzymajmy się już w tej chmurze paradoksów i absurdów, w której przygoda ta najwyraźniej się rozlubowała, a może nawet rozkochała. A jeśli już mowa o miłości, to i o odczuciach i emocjach. Podejmijmy więc decyzję na ich podstawie!

Jakby nie było – to jest to co może połączyć podróżników. Wybór miejsca podróży powinien wywoływać przecież emocje. Jeśli pojawia się pozytywne, szybsze bicie serca – może to znak, by wyruszyć właśnie tam? Nawet jeśli już odwiedziło się to miejsce kilka razy – czas przeżyć je na nowo, odkryć je na nowo! Może trzeba jechać w miejsce, w którym się nie było, bo się ma o nim najgorsze wyobrażenie. Już w myślach wywołuje w nas pioruny i błyskawice. Żeby się męczyć? Nie, żeby odczarować. Ważne jest, by nie być obojętnym na to miejsce. Bo nie tylko w podróżnictwie – obojętność jest najgorsza:)

P.S.: Jaki koniec tej przygody? PanPodróżnik obrał kierunek!:)

Paulina Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *