Którędy na wprost?

W mniej lub bardziej skomplikowanych dziejach każdego prywatnego świata przychodzą momenty dramatyczne. Czasami spadają nagle i niespodziewanie, na przykład po wyjściu z autobusu w mieście prawie że rodzinnym (a może nawet bardziej niż rodzinnym, bo z czasów studenckich), jedynym punktem orientacyjnym w terenie staje się przystanek.

To trochę tak, jakby NASZE Miejsce na ziemi (bo jakże by inaczej – miejsce na ziemi raz wybrane jest niezmienne, na wieki wieków amen), stało się miejscem równie nieznanym jak każdy inny cel niezwykłej podróży. Już nie jesteśmy ekspertami w odpowiedziach na pytanie „Którędy na wprost?”, bo sami zaczynamy o to pytać.

I nie chodzi nawet o powrót po latach. Dodajmy dramatyzmu – to miasto odwiedzane nadal kilka, kilkanaście razy w miesiącu. Tylko już nie spędza się w nim całych dni – nie ma czasu na zasłuchanie się i podsłuchanie: gdzie otworzyli nową „Białą Małpę”, gdzie są najlepsze bułki z pastą serową. Gdzie się teraz chodzi (a nawet chadza), a które miejsce skazane zostało na zapomnienie. I w ogóle czy wybudowali rynek.

Jednocześnie inne miejsce zaczyna być tym, które staje się normalnym otoczeniem – w którym człek dziwi się ludziom pełnym zachwytu nad kamienicami, ryneczkiem, zameczkiem i czymś. Zaczyna wskazywać drogę do tych miejsc, na które jeszcze przed chwilą reagował hasłem: „Przepraszam, nie jestem stąd”. I mimo jakiegoś wewnętrznego oporu, po prostu oswaja przestrzeń.

Trudny jest ten moment, w którym sobie uświadamiamy konieczność poznania Miejsca znowu. „Bo nie wiem gdzie tu można jeszcze iść…” – to trochę jak poczucie winy, że się zapomniało, się zaniedbało, się nie zainteresowało. Się.

Mamy w głowach taką.. „miejscową makdonaldyzację” – chcemy, żeby zawsze było tak samo, więc i w naszych myślach pozostawiamy Miejsce takim jakie my je znamy. Zakazując w ten sposób dalszego rozwoju, dalszych zmian. A przecież na nasze miejsce przychodzą inni, którzy odkrywają swoje ścieżki. A przecież każdą podróż do domu można, a może nawet trzeba potraktować jako podróż w miejsce nowe i dać się zaskoczyć, dać się poprowadzić poza przystanek autobusowy.

Można dramatyzować. Smucić się, że nam „fundament runął”. Albo dać sobie i miejscu kolejną okazję do zapoznania. Bo może miejsce jest jedno i jedyne – to się chyba czuje. Ale musi być nieustannie odkrywane, jak to w najbardziej kulturoznawczej podróży:)

Paulina Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *